Wiele osób zastanawia się dlaczego nie ma efektów swojej pracy. Pewnie nie będzie zbyt odkrywcze, to co dziś wymyśliłam.
Pracuje nad skończeniem książki i jakoś idzie mi jak krew z nosa. dzisiaj przyszło olśnienie. Pracując na etacie pracujemy 8 godzin dziennie prawda? A ja dziś co? Wstałam rano, zrobiłam dzieciom śniadanie i wygoniłam ich do szkoły. Potem usiadłam ze swoim śniadaniem do Facebooka, załatwiłam kilka pilnych spraw, ale to mi zajęło jakieś 30 minut, gdzieś zwiało kolejne 1,5 godziny na przeglądanie tego co wystawili inni. Być może inspirujące, ale w efekcie zaczęłam pisać o 10:00. O 12:00 spojrzałam na zegarek, przypomniałam sobie, że na 13:00 jestem umówiona na telefon i potem muszę wyjść, więc pisanie już było bardziej spoglądaniem na zegarek ile czasu na pisanie zostało, niż pisaniem. jakie to creatorskie próby ogarnięcia czasu :) Po 13:00 zadzwoniłam, umówiłam się na 14:00. Wróciłam po 16:00 zrobiłam obiad, zjedliśmy i właściwie to wypadałoby posprzatać i szykować się do spania, żeby jutro wstać rano i pisać. Już sprawdziłam, że jak późno chodzę spać, to rano się nie nadaję do niczego poza dosypianiem.
No dobra to ile czasu dziś popracowałam? Dwie godzinki? Trzy? Rewelacja...ile powinnam sobie zapłacić za 3 godziny intensywnej pracy? No to co ja się dziwię, że idzie jak krew z nosa? Jak się będę tak ochrzaniać to do końca czerwca nie skończę książki, a z końcem czerwca to ja ją chciałam wydać. Tylko, że żeby osiągnąć to co się chce trzeba się spiąć i systematycznie pracować nawet jeśli nie ma szefa i nie podpisujemy listy, praca powinna trwać 8 godzin dziennie, żeby efekt był w miarę miarodajny. Można więcej, jak ktoś chce, ale 8 godzin to absolutne minimum, jeśli chcemy zmienić swoje życie.
Owocnych przemyśleń Wam życzę wiosennych :)
Dobrze, ze w książce ktoś mi poprawi stylistykę ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miejsce na Twoje słowa :)