Od końca sierpnia, nie pracuję w szkole. Natomiast dziś dostałam życzenia z okazji Dnia Nauczyciela od dawnych uczniów. Miłe, że nadal pamiętają. W sumie takie efekty, po latach dają informację zwrotną, że coś się robiło dobrze.
Nie wiem czy to dobrze, czy nie bardzo.... w ostatniej szkole uczniowie wymyślili mi "przezwisko".... w sumie to kiepsko być przez uczniów przezywaną, ale w szkole wszyscy mówiliśmy o nauczycielach jakimiś ksywkami. No więc uczniowie z ostatniej szkoły z gimnazjum mówili o mnie "Mama". Chyba nie zapomnę spontanicznego okrzyku "młodych gniewnych" trzeciej gimnazjum, kiedy przyszłam do pracy po chorobie "Hura mamusia wróciła".
Wczoraj usłyszałam, że to źle, że nie wolno pozwalać tak na siebie mówić, że mama to mama jest jedna. To zaburza relacje i nie wolno tak pozwalać. Jakby ktoś miał wpływ na to jak go ludzie przezywają.
Dla mnie to jednak jest coś co świadczy o tym, że zbudowałam silny autorytet, że można być w relacjach jak delfin - łagodnym i mocnym. W sumie w każdym miejscu w którym pracowałam, pól roku potrzebowałam na zbudowanie autorytetu. Początek był trudny trzeba było być konsekwentnym i bardzo wymagającym, żeby zrównoważyć wygląd miłej Pani, której wszyscy będą próbowali wejść na głowę. Dopiero jak się okazało że Pani jest wymagająca i surowa i był respekt, można sobie było pozwolić na pokazanie, że można tez przyjść do mnie z każdym problemem. Wszędzie, kiedy odchodziłam płakali uczniowie, rodzicom było przykro. Nigdy nie miałam wpływu na odejście, zawsze wydział nie wyraził zgody na moja klasę, albo coś. Może właśnie tak być miało, to był znak: ślepa uliczka, zawracamy, zaczynamy jeszcze raz? Czas zacząć budować autostradę od początku? Nauczyciele też w sumie chyba wszędzie za mną tęsknią, no może nie wszędzie wszyscy, ale .... tyle razy zbudowałam silny autorytet od podstaw.
Teraz znów zaczynam w innym miejscu, zanim ludzie mnie poznają, dowiedzą się, że na głowę mi wejść nie wolno, że zawsze mówię prawdę i to co myślę i że za przyjaciół i współpracowników wskoczę w ogień i że można na mnie liczyć... trochę czasu musi minąć.
Tak samo było kiedy prowadziłam drużynę zuchową w podstawówce, dzieci było coraz więcej, a ja niepełnoletnia, mogłam ich zabrać najwyżej na boisko, o żadnej wycieczce nie było mowy bez opiekunów, a tych jak na lekarstwo. Też na początku było bardzo bardzo ciężko, a potem było cudownie. Podobnie w Oriflame, opór, kiedy się zaczyna jest niesamowity, jest trudno, wolno, efektów nie widać miesiącami, a potem nagle okazuje się, że zaczyna się kręcić. POTEM LECI JAK LAWINA, TYLE ŻE W GÓRĘ. Trzeba za nią nadążyć i się nie wystraszyć. Własny zespół kluczowy, praca z teamem, rewelacja.
Tak mi się wczoraj przypomniało, że na początku zawsze jest ciężko, a potem w każdym miejscu.... czasem droga do Raju wiedzie przez piekło i tam rewelacyjnie sprawdza człowieka, zespół.
Gdybyś miał taki dzień, czas, kiedy wszystko idzie pod górę na opak i nie wychodzi to już wesz, że życie to sinusoida raz na górze raz na dole- norma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miejsce na Twoje słowa :)